Kilka słów na dziś.
W szkole, zapewne, wtedy wszyscy byli jeszcze dobrzy. Później muszą o tym zapomnieć, stają sie pustymi miejscami w rzemiośle, handlu i przemyśle, albo czarnymi dziurami w sieci sportu. Światowe igrzyska młodzieży są, owszem, ogłaszane, ale zanim się o nich dowiedzą, jest już za późno, więc zsuwają się po płaskim stoku przed domem, wiodącym przecież tylko do drogi, do kiosku, a tam dowiadują się, kto wygrał. Oglądają igrzyska w telewizji, też chcieliby być tak elegancko wygotowani. Sport jest największą świętością, jakiej mogą dotknąć związanymi rękami. Jest podobny do wagonu restauracyjnego w pociągu, nie jest absolutnie niezbędny, ale łączy niepotrzebne z nieprzyjemnym. I człowiek jedzie dalej.
Na zapleczach hitlerowskich stacji benzynowych znów się o siebie obijają, płeć o płeć na smyczach, roztapiają się pod kolorowymi parasolkami jak połówki ich porcji lodów. Tak szybko się to zawsze kończy, a tak długo trzeba pracować, góry zaś trwają. Powtarzając w nieskończoność, ludzie się po prostu powielają. Głodna sfora wyjmuje genitalia przez sprytnie zamocowane na sobie drzwiczki. Okien nie ma, żeby nie trzeba było patrzeć na partnera. Trzyma się nas jak bydlęta, a my się martwimy o postęp!
Poza porami karmienia syn niewiele rozmawia z matką, choć ta błagalnie nakrywa go kołdrą potraw. Wywabia go na spacer, płaci za każdą minutę, słucha wystrojonego potomka. Ten gada jak telewizor, którym się żywi. Znów jej umyka, nie boi się, dziś nie naoglądał się jeszcze horrorów na wideo.
Miejscowi z lenistwa ukrywają się w domach, mężczyźni oddają się telewizorom, w których mogą podziwiać zwierzęta i kraj, dowiedzieć się czegoś o własnych bzdurnych obyczajach. Kobiety są bezrobotne. Wiatr wieje nad szczytami, kojąc ból, akurat o tyle, o ile to konieczne, by rozerwać się przy serialu o piwowarach i producentach oleju. Tak, telewizja jest chyba za szybka, to znaczy: dla pilota, którym wyłączają siebie, włączając odbiornik.
Dzieci dawno zostały wysłane do domów, niepocieszone muzyką i rytmem, bite przez ojców, nie mieszczą się w swoich kryjówkach. Kiedy zobaczyły, że na ustach wyschły źródła sztuki, odetchnęły z ulgą, radosne jak na rodzinnych zdjęciach, zaczęły się bić już na leśnej drodze, podarły w strzępy siebie i ubrania. Nie należy za często spotykać się z sąsiadami, nie są w stanie się zjednoczyć, potrafią tylko denerwować!
Dzieci brzęczą czasem jeszcze o czwartej w nocy, tak sądzę. Przynajmniej jedna, dwie sztuki wracają pijane z dyskoteki.
Cisza zamiata ulice, Bóg opromienia pasażerów tej okolicy, tak, wielu z nich ciągle jeszcze pracuje, niektórzy rzeźbią w domu meble, reszta zadowala swoich aktualnych partnerów, o niestałym miejscu zamieszkania. Wciąż trzeba w pocie czoła dostarczać nowych (którzy zresztą natychmiast obracają się wniwecz), urzeczywistniać wieczną obietnicę natury, że dostaną pracę i mieszkanie. W końcu się osiedlą! Trzymają się obietnic: drobne błędy natury, nazywane ludźmi; błędy ludzi zniszczyły las, z którego żyją. I jeszcze coś im obiecała: prawo do pracy, zgodnie z nim każdy mieszkaniec, który zawarł przymierze z przedsiębiorcą, może zostać zbawionym przez Boga dzięki śmierci (śmierdzącemu boskiemu rozwiazaniu).
Cytaty pochodzą z książki Pożądanie (Lust) Elfriede Jelinek w przekładzie Elżbiety Kalinowskiej.
Podoba mi sie.
Podoba mi sie.
Zapraszam do księgarń.
Zapraszam do księgarń. Okładka wygląda tak: