W niedzielę, w pociągu, przeczytałem w eseju Herty Müller o planach kanclerza Niemiec sprzed dekady, Gerharda Schrödera, dotyczących sprowadzenia taniej siły roboczej z branży informatycznej:
(...) Ponieważ pan Schröder chce szybko sprowadzić Hindusów, a po trzech lub pięciu latach pozbyć się ich. Samochód też można pożyczyć, opłacić i zwrócić, kiedy ma się już własny, nowy. Z niemieckiego punktu widzenia każdy Hindus musi czuć się wyróżniony, skoro Niemcy go potrzebują. Hindus, uszlachetniony przez pobyt w Niemczech, po trzech latach wróci do domu z masą przeżyć: uznanie w biurze, pouczenia w sklepie, kiedy "u nas w Niemczech" nieprawidłowo wymawia oba "e" w Brezel. A może nawet bicie serca późną nocą w przejściach podziemnych i tramwajach, jak również w jasny dzień na stacjach benzynowych, w górach, nad jeziorami i wszędzie tam, gdzie Hindus może stać się zwierzyną łowną dla niemieckich skinheadów.
Tak solidne narody wybierają inną drogę. Korzystając z polskiej uczynności zatrudniają tanią siłę roboczą zdalnie. Ktoś kiedyś napisał, że niejacy trzymają się mocno, może dla niektórych zbyt mocno.
Cytat pochodzi z książki Herty Müller Król kłania się i zabija (Der König verneigt sich und tötet) w przekładzie Katarzyny Leszczyńskiej.