Dokładnie tydzień temu w Gdyni znakomity koncert dała amerykańska grupa The Mars Volta. Koncert był (w zasadzie) promocją ich najnowszego, innego niż wszystkie dotychczas wydane i nad wyraz udanego albumu Noctourniquet. Na szczęście taki charakter trasy koncertowej nie przeszkodził grupie wpleść w końcówkę swojego występu kilku utworów ze starszych płyt. A to ucieszyło nie tylko mnie, tak sądzę.
Festiwalowy grafik nie jest przyjazny w swojej elastyczności, może dlatego koncert wydał się za krótki o jakieś 30 minut, przynajmniej w porównaniu z ich ostatnim występem w Stodole w Warszawie. Ale to nie długość, ale jakość gra tutaj największą rolę. Jakość była na najwyższym poziomie. Nie tylko organizacji koncertu (świetne nagłośnienie), interakcji zespołu z publicznością (coś zupełnie przeciwnego do tego, co widziałem cztery lata temu w Warszawie) ale i atmosfery (pogo jak za dawnych lat: pogo, od którego mam mnóstwo siniaków).
Festiwal, na którym wystąpiła The Mars Volta to Open'er sygnowany przez znanego producenta piwa. Uczestnicy koncertu, to podobnie jak jak ja, i w większości, tzw. jednoopaskowcy czyli osoby, które przyjechały na ten jeden dzień festiwalu (być może na ten jeden koncert). Koncert akurat tego zespołu był słabo promowany (przede wszystkim w głównej tubie radiowej). Z jednej strony to duże lekceważenie, z drugiej to dobrze - tylko sezonowe gwiazdki potrzebują gadaniny.
W pierwotnym zamyśle wybierałem się również tylko na ten jeden koncert. Mogę powiedzieć, że przy okazji zobaczyłem naprawdę dobry koncert słynnego punkowego Cool Kids of Death (nie wierzę w rozpad tego zespołu), rozczulający występ Świetlików w duchu piosenki francuskiej (chociaż poprawniej byłoby napisać aktorskiej czy artystycznej) oraz olśniewający koncert Mai Kleszcz z zespołem.
Maja Kleszcz to temat rzeka i dość powiedzieć, że to jedna z tych nielicznych wokalistek, której głosu się słucha. Słucha się brzmienia jej głosu i mimo, że rozumie się słowa, nie zwraca się na nie żadnej uwagi. Tak dobrego jazzującego śpiewania (i grania!) dawno nie słyszałem. I to po polsku (choć kompletnie tego nie słychać).
To był mój pierwszy Open'er i prawdopodobnie ostatni. W jednym z punktów podsumowujących tegoroczny festiwal Agnieszka Szydłowska napisała:
Nieporozumienie festiwalu=> The Mars Volta. Co to było????????????????
cały tydzień czekałem na
cały tydzień czekałem na relacje...
genialny koncert, myślę, że i udany dzień festiwalowy bez mainstreamowego rzężenia... pogoda w pewien sposób dopisywała...
jedyne co to zachowanie Szydła mąci moją radość... chociaż trzeba pamiętać o tym, że wiele bardziej zasłużony Redaktor Piotr Kaczkowski miał całkowicie odmienne zdanie o Najlepszym ProgRockowym Zespole XXI wieku...
Dobrze wiedzieć, że ktoś na
Dobrze wiedzieć, że ktoś na coś jeszcze czeka (no może, oprócz jednego cudu, tego obiecanego).
Szydłowska jest teraz bardzo modna: musi jasno pokazać, jakie koncerty są najlepsze, a jakie nie. Inaczej, mogłaby stać się nie-modna. I kto wtedy ekscytowałby się kolejnymi megagwiazdami pokroju głównego lasera?