Zalew pseudoprofesjonalizmu gniecie po całości, zastane pseudo staje się większym, aspirujący do trzymania głowy ponad jego falą toną bardziej. W tym czasie elewatorewa wynosi cierpliwych coraz wyżej. Nie wynosi jednak byle kogo, a właściwiej byłoby napisać, byle czego. Wynosi tylko długodystansowych statystów z długą historią gry o staż, swoje nad wyraz mierno-wierne stadko. Nie wiem jak, nie wiem jak, nie wiem jak, niech ktoś to zrobi za mnie, ja nie mam czasu, mówi. Jeszcze kilka dni i dekada gapienia się w punkt (zupełnie chybiony cel) doświadczy go znamienicie. Wpisze sobie to do papierów, duma go rozerwie. Ale przedtem, potem i w trakcie zrobi tyle, ile wychodzi z dev null, w końcu przecież trzeba sobie pożyć. Nie mam czasu na myślenie, mówi. Plakat już dzisiaj wskazuję mu właściwą drogę do szczęścia: żreć i prężyć mięśnie. To be happy or not to be, decyzja należy do ciebie. Życie sprowadzone do fizjologii opartej na solidnej podstawie. In cloaca, tam zaczyna się prawdziwe szczęście. Czy to jest ostatnia paróweczka hrabiego barrykenta, czy to ostatni dźwięk tytanika od którego tak bolą uszy?
Nikt nie ma jakiegokolwiek prawa, myślałem. Świat to jedna wielka niesprawiedliwość, myślałem. Ludzie są nieprawością a nieprawość jest wszystkim, taka jest prawda, myślałem. Ci ludzie stwarzali zawsze pozory, że są wszystkim, w rzeczywistości byli niczym, raz stwarzają pozory, że są wykształceni, a nie są, to znowu stwarzają pozory, że są, jak się to mówi, artystycznie wyrobieni, a nie są, to znowu stwarzają pozory, że są ludzcy, a nie są, myślałem. Zawsze też tylko stwarzali pozory, że są uprzejmi, bo przecież nie są uprzejmi. A przede wszystkim stwarzają pozory, że są naturalni, a nigdy naturalni nie są, wszystko w nich zawsze było sztucznością samą w sobie i kiedy twierdzili, a więc stwarzali pozory, że są filozoficzni, byli tylko niedorzeczni (...)Cytat z powieści Wycinka Thomasa Bernharda w przekładzie Moniki Muskały.