Niestrawność

Minęła godzina dwudziesta, fryce włączyli frytkownicę, pomyślałem. Swąd smażonej sztuki mięsa przebił się przez cienką ścianę i ugrzązł w największym pokoju mieszkania, które zajmuję. Pokój ten jest o tyle dla mnie ważny, że jako jedyny w tym mieszkaniu jest wystarczająco duży, aby móc w nim swobodnie pracować, jest też odpowiednio wyposażony, na dodatek jest połączony z sypialnią. Muszę otworzyć okno, pomyślałem, otworzę więcej okien. Ile lat mają te rury zamalowane nasty raz olejną farbą, czy wytrzymają mróz, czy może zaleję sąsiada. On nie przebiera w słowach, za to ja stosuję formę grzecznościową, z dużej litery, a on i tak mówi za szybko. Codziennie to samo, mięso smażone na tłuszczu, duszone z cebulą, może z sosem, ciemnym?, być może. Musi ich męczyć niestrawność, codzienna niestrawność napędzająca koncerny farmaceutyczne i kluby fitnessu, pomyślałem. Wbrew ich dziadom, fizjologia człowieka ich również dotyczy, tłuszcz skrzeczy. Zimno. Czekam. Zamykam.

Valid XHTML 1.0 Strict