Orwell, za przekładem Julity Mirkowicz, w Roku 1984 pisze:
Należało się uporać z problemem, jak utrzymywać w ciągłym ruchu machinę przemysłu, nie zwiększając zamożności świata. Rozumiano, że dobra należy wytwarzać, lecz nie wolno ich rozpowszechniać. Jedynym realnym rozwiązaniem była więc ciągła wojna. (...) Wojna to sposób na obracanie w pył, wysadzanie w stratosferę lub zatapianie na dno oceanów materiałów, które można by zużytkować inaczej, niepotrzebnie przyczyniając się do podwyższenia poziomu życia szerokich mas społeczeństwa, a co za tym idzie, do ich edukacji. Nawet wówczas, gdy sprzęt bojowy nie ulega zniszczeniu, jego produkcja to wygodny sposób zajęcia siły roboczej bez wytwarzania zbędnych towarów konsumpcyjnych.
I dalej:
W teorii przemysł zbrojeniowy ma pochłaniać wszystkie nadwyżki pozostałe po zaspokojeniu bieżących potrzeb społeczeństwa. W praktyce zawsze zaniża się te potrzeby, czego rezultatem jest ciągły niedobór większości niezbędnych artykułów; ten stan rzeczy uchodzi jednak za korzystny. Rozmyślnie dąży się do tego, aby nawet egzystencja grup uprzywilejowanych utrzymywała się na granicy niedostatku, gdyż powszechna nędza zwiększa wartość drobnych przywilejów, a tym samym poszerza przepaść między poszczególnymi odłamami społeczeństwa. (...) Sytuacja społeczna przypomina tę, jaka istnieje w oblężonym mieście, kiedy to marny ochłap koniny stanowi różnicę między bogactwem a nędzą. Jednocześnie świadomość toczącej się wojny i ciągłego zagrożenia powoduje, iż przekazanie całej władzy w ręce nielicznej kasty wydaje się naturalnym i koniecznym warunkiem przetrwania.
Przywileje uzyskane kosztem niemej reszty, innych, są równie szybko marnotrawione jak zostały nadane. W ogólnym rozrachunku nie przynoszą więc nic pożytecznego, dla nikogo. Mimo, że uprzywilejowany jest zadowolony ze swojego stanu, stan ten nie będzie trwał wiecznie. Jeżeli zaś przywilej kupił kogoś takiego przychylność, to znaczy przywilej wiąże się z czyimś interesem, to może on być niemal pewny, że zapłaci za swoje kilka chwil kupionego szczęścia z nawiązką. To, co wprawiło w błogostan, doprowadzi go i tych, którzy przyjdą po nim, na skraj przepaści. Do głębokiej groty bez jednego promienia słońca, gdzie zimno i głód decydują o wszystkim. Wtedy również ktoś nada mu przywilej rzucając bochenek chleba i kostkę marmolady, ale nie za wiele, nie za często, nigdy już uprzywilejowany nie naje się do syta, i zawsze będzie na granicy życia i śmierci. Jednak będzie wdzięczny za nowy przywilej, bardziej niż za wszystkie dawniejsze. Na tym polega oswajanie lwa.
Orwell w wypowiedzi o Folwarku zwierzęcym:
Mój morał brzmi tak oto: rewolucje mogą przynieść radykalną poprawę, gdy masy będą czujne i będą wiedzieć, jak pozbyć się swoich przywódców, gdy tamci zrobią, co do nich należy. (...) Nie można robić rewolucji, jeżeli nie robi się jej dla siebie; nie ma czegoś takiego jak dobrotliwa dyktatura.