Z 622 upadki Bunga Stanisława Ignacego Witkiewicza.– Nie, tu są inne sprawy, o których mówić ci nie będę. Zanadto jest to przykre dla mnie. Tylko ty myślisz, że z kobietą można być sobą, i w tym mylisz się bardzo. Kobieta potrzebuje, żeby ją okłamywać. Jedna chce tego w formie bardzo wyrafinowanej, inne, z typu kokot, potrzebują tego w formie jak najbardziej brutalnej. Jest inny typ mężczyzn, którzy nigdy nie robią z kobiet problemów istotnych. Ci kłamać nie potrzebują. Ale jeżeli ktoś z naszego gatunku chce mieć kobietę, prawdziwą kobietę, a nie nienormalną, skłamaną, jak mówisz, z samego początku histeryczkę, musi kłamać. Bo takim, jakim jest naprawdę, prawdziwa kobieta będzie zawsze pogardzać, zgubi go i uczyni nieszczęśliwym na całe życie.
– Nie, Bungo — przerwał Tymbeusz — te, o których ty mówisz, to są wulgarne demony, które wciągają, niszczą, rozkładają, to nie są prawdziwe kobiety. Pani Marta jest kobieta piękną, ale fałszywą, tylko nie ma siły, dlatego truje się własnymi marzeniami. Dla niej pozostaje jedynie sztuka. Znałem parę kobiet pięknych i takich, które nie chciały być niewolnicami. Taką jest panna Dolores, siostra pana Brummela.
– Ja dobrze znam twój stosunek do kobiet, mój Tymbciu — przerwał Bungo, zirytowany bredzeniem Tymbeusza. — Ty latasz do tych swoich kobiet, gadasz im niestworzone rzeczy, które one udają, że rozumieją i że są ci bliskie, a potem załatwiają swoje istotne potrzeby z kimkolwiek bądź, z pierwszym lepszym drabem. Słyszałem o tych Żydóweczkach, które nawiedzasz i nazywasz każdą po swojemu. Ta jest wolna, tamta piękna, z tamtą można się umęczyć pustką, a z tamtą odpocząć na pustce. Każda z nich ma jakiegoś pana, który naprawdę ma dla niej wartość jako mężczyzna, a ciebie roznamiętnionego, puszcza kantem po wysłuchaniu twoich proroctw. Ja teraz postanowiłem ujarzmić jednego chociaż demona trzeciej klasy, a potem wyrzeknę się wszystkiego zupełnie.