Moje tłumaczenie rozmowy z Carlosem do Carmo przeprowadzonej przez Marcina Kydryńskiego w audycji Siesta w PR III Polskiego Radia nadawanej ze studia radia portugalskiego w Lizbonie dnia 28. września 2008 roku. W zapisie nie uwzględniłem krótkich tłumaczeń Marcina Kydryńskiego.
Plik OGG z nagraniem tej rozmowy znajduje się tutaj. Całą audycję Siesta tradycyjnie można przesłuchać na stronie Pilsnera.
W tłumaczeniu uwzględniłem najciekawsze, oryginalne, zdania Carlosa do Carmo (w języku angielskim).
Tłumaczenie rozmowy
Witam ponownie, na żywo, z Lizbony Marcin Kydryński. W Sieście czekamy na jednego z największych artystów Portugalii, ikonę, bohatera, wielkiego dżentelmena fado. Więc już pewno Państwo wiedzą świetnie, kogo mam na myśli. Cały drżę na myśl o tym, że on może za moment wejść do tego studia.
Drodzy Państwo, to jest dla mnie zaszczyt, że mogę w Sieście przywitać tak wspaniałego wielkiego artystę, wielkiego człowieka. Carlos do Carmo, to wielki zaszczyt I przyjemność gościć ciebie w programie Siesta. Witaj serdecznie, witaj.
Bardzo dziękuję za zaproszenie.
Przyjemność jest przede wszystkim po mojej stronie, proszę mi wierzyć. Camané, kiedy był moim gościem w tym studio, powiedział, że zawsze byłeś dla niego i dla całego pokolenia artystów portugalskich bohaterem i mentorem, co jest całkowicie zrozumiałe. Kilka minut wcześniej przedstawiłem ciebie słuchaczom jako ikonę, symbol fado. Opowiedz mi, jak się czujesz będąc, w gruncie rzeczy największym żyjącym, symbolem tej wspaniałej muzyki?
To bardzo duża odpowiedzialność.
Wierzę...
Tak duża odpowiedzialność niczego nie ułatwia...
... to z pewnością duże obciążenie...
Naturalnie, cieszę się z pochlebstw, z tych pięknych słów, które mówią o mnie ludzie. Jednak najważniejsze jest, że naprawdę czuję się szczęśliwym człowiekiem, który ma wiele przyjemności ze swoich pasji, z tego, co robi. Zabawne, że te pasje są dużo mocniejsze dzisiaj, niż były czterdzieści lat temu. Przybierają na sile każdego dnia. Może w tym tkwi sedno sprawy.
Porozmawiajmy o latach, które minęły. W latach 70-tych stworzyłeś zdumiewający album, z którego jeden utwór, w nowszej wersji, słuchaliśmy niedawno, "Um Homem na Cidade". Album ten jest naszym ulubionych w programie Siesta – w wersji oryginalnej i w nowszym wydaniu. Co czyni go tak znaczącym, wręcz historycznym wydarzeniem? Jest prawie jak "Kind of Blue" w muzyce jazzowej, najznakomitszy album fado. Dlaczego jest taki inny, szczególny?
Nie wiem. Może to przez innych ludzi, może to stoi za tym doświadczenie wolności. Ten album został nagrany w roku 77-tym. Portugalia była zniewolona aż do roku 1974. W tym poeci i muzycy... Kiedy kochasz wolność, oddychasz nią, śpiewasz ją, piszesz o niej... (When you love freedom, you breathe freedom, you sing freedom, you write freedom.) Być może to jest właśnie to, co czują ludzie słuchając utworów zawartych na tym albumie. "Um Homem na Cidade" to pierwszy wolny album fado, oczywiście po roku 1974. I to czyni go innym. Poza tym, czym jesteśmy zwykle zainteresowani w pieśniach fado, opowiada on również o naszym mieście rodzinnym, Lizbonie - słowami wielkiego poety Ary dos Santosa. Przy albumie pracowali zupełnie nowi ludzie, nigdy wcześniej nie zaangażowani w fado – mam na myśli muzyków. Wiele rzeczy razem złożyło się na dobre źródło inspiracji. Źródło bardzo dobrej inspiracji. Powtarzam i podkreślam to słowo – to wolny album.
Ponieważ nie jesteśmy równie biegli w języku portugalskim, czy można powiedzieć, że z pewnego punktu widzenia, jest to album polityczny? Co konkretnie rozumiesz pod pojęciem wolności?
Nie, nie. Wszystko jest polityką, rzecz jasna. Wszystko (śmiech). Ale tutaj to nie jest polityka w sensie uzależnienia słów od danej sytuacji politycznej. Nie. To jest evergreen: słyszysz go dzisiaj i masz wrażenie, że został napisany dzisiaj.
Zatem można powiedzieć, że to uczucie wolności, które towarzyszyło powstawaniu tego albumu czyni go tak szczególnym. Ludzie w końcu poczuli się wolni po tych wszystkich latach reżimu.
I ciągle się czują. To zabawne, moje pokolenie nosi w sobie to uczucie, również młoda generacja oddycha tą wolnością, tylko, że w zupełnie innych realiach świata. To bardzo zabawna sprawa. Właściwie nie wiem, dlaczego tak jest. Stworzyłem wiele innych albumów, które również zawierają w sobie uczucie wolności, jednak ludzie tak się związali z tym jednym, że chyba zapomnieli o istnieniu tych innych. Można powiedzieć, że dzięki temu jednemu, pozostałe nabrały dla nich nowego znaczenia.
Mówiąc prawdę, to podobna sytuacja ma miejsce również w Sieście, ponieważ nieustannie słuchamy tego jednego albumu odkrywając go za każdym razem na nowo. Oczywiście znamy również inną twoją muzykę. Jest jeden utwór, który szczególnie uwielbiam, to "Na moradas da cidade". Mógłbyś w kilku słowach przybliżyć nam ten utwór?
Wracamy do punktu wyjścia – tutaj również mamy do czynienia z wolnością. Utwór przedstawia historię biednych kochanków w Lizbonie, ale w sposób nowy, taki, który nie mógłby być użyty wcześniej. Miłość jest tutaj najważniejsza, zapominamy o innych sprawach. Kochankowie wyrażają swoje uczucie. Poeta rysuje to całkowicie po swojemu, czyli w sposób wolny. Opis tego jest bardzo prosty, bez negowania, całościowy. Jeszcze trzy, cztery lata wcześniej nie można byłoby tej historii tak przedstawić.
Elli [realizator audycji] powiedział mi o waszej niezwykłej rozmowie dotyczącej fascynacji Lizboną - noszę w sobie podobne uczucie do tego miasta, pomimo, że nie pochodzę z niego. W pewnym sensie, podobnie jak wiele innych osób, zakochałem się w tym mieście właśnie poprzez twoją muzykę. Wiem, że nasz przyjaciel jest zadurzony w Lizbonie jak nikt inny. Powiedziałeś: "Szaleje na punkcie Lizbony". Czy ty (w końcu to twoja praca) dzięki wszystkim swoim albumom próbujesz zauroczyć nas Lizboną?
Tak, bez wątpienia. Wzrastam z tym miastem. Mój dziadek, ojciec mojego ojca był z Lizbony, mój ojciec był z Lizbony, ja jestem z Lizbony. Moja trójka dzieci jest z Lizbony, moja czwórka wnuków jest z Lizbony (to cztery czy pięć pokoleń). Czuję to miasto pod skórą. To bardzo irracjonalne. Kocham to światło, tę rzekę, duszę, pieśń, to prawie nienormalne. Czuję Lizbonę bardzo głęboko pod skórą i w moim sercu.
Miłość do Lizbony tak bardzo ujawnia się w twojej muzyce. To dlatego wierzymy w każde słowo, które śpiewasz. Mam wrażenie, że wielu fadystów od samego początku chciało, abyśmy skupili się na ich sztuce śpiewania (czasem nawet na ich popisywaniu się). Gdy śpiewasz, to jakbyś mówił coś bardzo ważnego prosto do uszu słuchacza. Dla mnie jest to bardzo rewolucyjne w fado.
W taki sposób czuję. Uważam, że otrzymałem przywilej śpiewania bardzo dobrych słów (poeci piszący dla mnie są bardzo dobrzy, naprawdę bardzo dobrzy). Jestem zadowolony, kiedy ludzie są zadowoleni słuchając moich słów - słów poetów, które im śpiewam. Takie chwile są wyjątkowe. To tak wiele z życia. Życia, które nie ma narodowości, które jest globalne (life is something that has got no nationality, life is global). Możesz być Polakiem, pochodzić ze wspaniałego kraju, który znam – z Polski, ale możesz czuć Lizbonę, tak jakbyś z niej był. I to jest właśnie to, co chcę przekazać śpiewając. Kiedy to mi się udaje, jestem w siódmym niebie (If I reach that I'm very close to heaven).
Z pewnością ci się to udaje. Ludzie tacy, jak ja, którzy rozumieją co piąte słowo czy może nawet mniej, podświadomie odnajdują ten właściwy przekaz, który niosą muzyka i słowa. To jest niebywałe. Czy sądzisz, że młodzi ludzie, nowe pokolenie, idzie twoimi śladami? A może (nie sugeruję tego, jestem zwyczajnie ciekawy) fado zostało uznane za sztukę dla starszego pokolenia i turystów, bo takie opinie kiedyś słyszałem. (Nie zgadzam się z tym) Co o tym sądzisz?
(śmiech) To bardzo zabawne. W ostatni piątek miałem sesję zdjęciową do wywiadu ze mną dla dużej portugalskiej gazety (artykuł wychodzi w następną sobotę). Fotograf powiedział: Może pójdziemy do starej części miasta wieczorem i tam zrobimy kilka zdjęć? Zgodziłem się. To był piękny wieczór, setki młodych ludzi na ulicach. Trudno uwierzyć, że aż tylu ich przyszło. Większość z nich zwracała się do mnie w miłych słowach, w bardzo grzeczny sposób...
… fantastycznie...
Mówili: Pomimo tego, że na co dzień słucham heavy metalu, kocham muzykę rockową, słucham tego i tamtego, to szanuję twoją muzykę, uwielbiam jej słuchać i chcę, abyś nadal ją tworzył. Takie słowa są piękne. Pytali, czy nie mam nic przeciwko zrobieniu sobie z nimi zdjęcia. To było zabawne. Oni mieli po osiemnaście, dziewiętnaście lat.
To właśnie chciałem usłyszeć, dziękuję. Nawiązując do młodszego pokolenia i wartości, które im przekazuje twoja muzyka, na czele z albumem "Um homem na cidade". Jest jeden utwór, który chciałbym abyśmy przesłuchali wspólnie.
Tę piosenkę śpiewa twój syn, nie mylę się?
Tak, to mój syn, Gil.
Stworzył zaskakującą nowa wersję znanego utworu. Pogratuluj mu ode mnie.
To bardzo miłe. Najzabawniejsze, że on nigdy nie słyszał historii tej piosenki, nie wiedział nic o jej powstawaniu. Kompozytor tego utworu, Paulo de Carvalho, napisał go jako bossa novę. Dopiero później ubraliśmy to wszystko w fado. Zabawne, bo mój syn w tym wykonaniu powrócił do tej pierwotnej wersji, do bossa novy.
... utwór musi być silnie zakorzeniony w bossa novie...
Nigdy o tym nie rozmawialiśmy. To zaskakujące. Oczywiście jestem dumny z tego, że mój syn zaśpiewał tę piosenkę z nowym pokoleniem muzyków. On w gruncie rzeczy jest kompozytorem, muzykiem.
Zatem nie jest zaangażowany we fado każdego dnia…
... może w 5-10 procentach. Ma własną muzykę, poszedł własną drogą, wybrał coś innego. Coś zgodnego z nim samym.
To chyba bardzo ważne, aby mieć własną drogę?
W przypadku mojej rodziny to nie jest wcale takie proste. Moja matka była wielką pieśniarką fado. Wtedy to nie ułatwiało mi życia, tak samo jak teraz podobna sytuacja nie ułatwia jemu.
Właśnie chciałem zapytać, jak wyglądają relacje w waszej rodzinie…
Nie są najprostsze. Wszyscy chcemy iść własną, oryginalną drogą. Mam wnuka, który jest świetnym gitarzystą, ma siedemnaście lat...
Naprawdę masz siedemnastoletniego wnuka?
Tak. Sam mam już sześćdziesiąt osiem lat.
Mój wnuk bajecznie gra na gitarze, muzykuje, bardzo chce zostać zawodowym muzykiem. Gra i gra, pracuje i się uczy. Mówię mu – OK, dołącz do klubu. Bądź szalony jak my. OK. Dołącz do klubu. (I said OK – join the club. You'll crazy too, OK. Join the club.)
Wracając do tematu młodego pokolenia muzyków. Pamiętam swoje rozmowy z przypadkowymi Portugalczykami na twój temat. Mówili, że jesteś ich ukochaną postacią fado. Jednak za chwilę dodawali, że nie zawsze tak było. Lata temu byłeś w pewnym sensie wykluczony ze świata fado. Twoja sztuka była zbyt rewolucyjna dla niektórych purystów gatunku. Nie mogli znieść twojego podejścia do fado. Czy rzeczywiście tak było? Mógłbyś coś o tym więcej powiedzieć?
Tak było, tak właśnie było.
Co było takiego innego, rewolucyjnego w twoim podejściu do fado?
Przejdę od razu do sedna sprawy. Czasem jestem pytany o receptę na sukces. Zazwyczaj odpowiadam, że nie ma żadnej formuły na sukces. Jest jedna rada, która znam i według niej postępuję: nie zadowalać wszystkich. Nie możesz zgadzać się ze wszystkimi, musisz iść własną drogą, mieć własne poglądy. (There's no formula for the success. There's one formula I know and I love it: not to pleased to everybody. That's the formula. You can't be pleased to everybody, you have to choose your own way, you have to give your own opinions.) To wszystko. Jestem w przemyśle muzycznym już czterdzieści pięć lat. Ludzie mają ze mną bardzo specyficzne relacje. To bardzo wyczerpujące dla mnie, ponieważ oni chcą abym był częścią ich samych. W następny piątek będę obchodził 45-lecie kariery artystycznej. Rozmawiałem z organizatorem tego wydarzenia (będę tam śpiewał). Chciałem załatwić wejściówkę dla mojego przyjaciela z Nowego Jorku. Okazało się, że została jeszcze tylko jedna wolna, że było już za późno. Zdziwiłem się: za późno? Dziesięć dni przed uroczystością? I tak to właśnie wygląda. To dla mnie bardzo miłe... Z drugiej strony są duże wymagania i odpowiedzialność. Ci ludzie bardzo dbają o mnie. Nie jestem Pavarotti, nie oczekują, że będę miał "ten głos". Nie czekają, że zaśpiewam jak Sinatra. Chcą, abym zrobił to po swojemu, ale z pełnym zaangażowaniem i odpowiedzialnością. Gdy śpiewam możemy śmiać się razem, śpiewać razem, płakać razem - wyrażać swoje emocje wspólnie. Wspólnie mamy wiele radości. Uwielbiam ten unoszący się spokój po zakończeniu koncertu, jest to silnie związane z nadzieją. Życie jest zbyt krótkie, aby pozbawiać się nadziei. (Life is to short to loose the hope.) Jest jedna rzecz, którą z pewnością wie się na temat życia, tylko jedna, jest to pewność własnej śmierci. (There's one thing you know about life, the only thing you know, is that you are going to die. That's for sure.) Dlatego życie musi być związane z nadzieją. Przywołuję tutaj historie ludzi, którzy dużo cierpieli w swoim życiu. Naród polski cierpiał wiele, ale jestem pewny, że nigdy nie zgubił nadziei. I to nas łączy. W Polsce, w Portugalii, gdziekolwiek. We Wietnamie, w Laosie, gdziekolwiek.
To niezwykle ważne, gdy muzyka niesie w sobie takie treści. To wielka sztuka podtrzymywać w ludziach nadzieję, rozbudzać ją w nich.
Musimy ją pielęgnować, musimy. Na naszych oczach świat staje się coraz bardziej niebezpiecznym miejscem do życia, to niezaprzeczalne. Jednak nie możemy się zrażać, trzeba mieć nadzieję. Mówię to szczególnie do ludzi, których znam już dość długo. Do Polski, do Polaków. Jestem melomanem, wiem, że jesteście krajem Chopina. Nie jesteście? To, co mówię nie jest czymś nowym, nie nauczę niczego nowego, zdaję sobie z tego sprawę. Muszę przyznać, że śpiewanie sprawia mi wielką przyjemność, jednak pociąga za sobą ogromną odpowiedzialność. To bardzo odpowiedzialna zabawa. (It's a party with a lot of responsibility.)
Zmieńmy nieco temat. Porozmawiajmy o pewnej dziewczynie, która w gruncie rzeczy, poznała nas sobie. Porozmawiajmy o Marizie. Sposób rozpoczęcia naszej znajomości, właśnie dzięki Marizie, to dla mnie wielkie wyróżnienie. Mariza należy do zupełnie innego pokolenia fadystów, pokolenia, które poszerza horyzonty fado. Zastanawiam się, jak ty to postrzegasz. Wierzę w to, że doceniasz jej fado, jednak chciałbym się dowiedzieć, jak to wygląda z punktu widzenia starszego pokolenia fadystów. Interesuje mnie, jak oceniasz owoce jej współpracy z ludźmi z różnych krajów świata. Z Wysp Zielonego Przylądka, z Hiszpanii. Jej nowe nagrania niosą w sobie wiele aranżacji na fortepian, trąbki, itp.. Nie jest to już najczystsze fado, takie jakie najbardziej kochają puryści.
Na początku zaznaczę, że uwielbiam Marizę. Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. To bardzo szczególna osoba. Jest młoda, jest pół-Afrykanką – a to w największym stopniu ukształtowało jej charakter. Afrykanie szanują starszych. Mają potrzebę słuchania starszych ludzi. Dbają o tę potrzebę. Uświadomiłem to sobie od razu, kiedy zaczęła być sławna. Szukała ze mną kontaktu, chciała, abym jej opowiedział, jak rozumiem fado, jaką opowieść mam do przekazania, wiedzę, której nie można znaleźć w książkach.
To bardzo dojrzały sposób wejścia w świat fado.
Ona ciągle chce się uczyć, uczyć cały czas. Ma bardzo szczególne usposobienie. Jest sławna, ale nie wariuje na punkcie bycia sławną. Jest dobrze ułożoną osobą. Ciągle poszerza swoją wiedzę, chce poznać świat również poza Portugalią, aby móc wyrażać siebie w nowy, własny sposób. W sposób inny od naszego punktu widzenia świata, w sposób nowoczesny i uniwersalny. Jej ostatni album jest tego świadectwem. Nagrania przed "Terra" były zupełnie inne, i to również jest inne, to mnie niezmiernie cieszy. Może zdarzy się tak, że następny jej album będzie powrotem do czystego gatunku fado. Tak może się zdarzyć. Wrócę do tego, co powiedziałem na początku naszej rozmowy. To się nazywa: wolność.
Chciałbym zapytać o słowo "saudade". Słyszałem, że Fernando Pessoa, wydaje mi się, że to był on, powiedział, że tylko Portugalczycy mogą doświadczyć "saudade", ponieważ tylko oni mają takie słowo, które opisuje jednocześnie uczucia melancholii, smutku, ukojenia. My, Polacy, mamy podobny stosunek do życia. To dlatego czuję się tutaj, w Lizbonie, prawie jak w domu. Kocham Lizbonę. Jednak my mamy mroczny, północny kraj z przerażającą historią. Portugalczycy mieszkają w jednym z najpiękniejszych południowych krajów, z pięknymi widokami, wspaniałym jedzeniem i fantastycznym klimatem, mają właściwie wszystko. Dlaczego więc są tacy melancholijni, dlaczego odczuwają "saudade"?
Na to pytanie nie ma prostej odpowiedzi. Przedstawię mój punkt widzenia. To będzie jedynie mój punkt widzenia. To nie musi być prawda, to tylko punkt widzenia. W Portugalii działy się rzeczy szczególne, jak pewnie wiesz. Mieliśmy tutaj chyba wszystkich: Arabów, Rzymian... To taki tygiel narodów. To fantastyczne i nieco szalone. To taki szalony kraj z wieloma szalonymi ludźmi. (This is the crazy country with the lot of crazy people.) Trzeba pamiętać, że XV czy XIV wieku w Portugalii mieszkał milion ludzi. To wtedy była prawie połowa całego świata. Czy możesz to sobie wyobrazić? To przecież szaleństwo. To zupełne szaleństwo. Być może odpowiedzi jest zawarta w morzu. Morze zawsze było obecne w naszym życiu. Życie w Lizbonie toczyło się w rytm Atlantyku, jego fal. Nie tylko rzeki. To bardzo symboliczne, ale tak jest. Można się spotkać z opinią, że jesteśmy smutnym narodem, to prawda po części. Jesteśmy po prostu nostalgiczni. Świat idzie naprzód i naprzód. Dzisiaj jest nas piętnaście milionów, z czego pięć milionów poza granicami kraju – nie da się uniknąć "saudade". Emigrujemy: jedziemy do Australii, do Stanów Zjednoczonych, do Francji, do Niemiec, gdziekolwiek. Portugalskość to jest to, co nas łączy i zawsze nas wysłucha. Płacz - on jest związany z tęsknotą za starym krajem. Można żyć pięćdziesiąt, sześćdziesiąt lat na emigracji, a nawet tam umrzeć, ale kochać stary kraj. To z jednej strony, z drugiej: ludziom wcale nie żyje się tak dobrze – warują z powodu tego kraju. Jeżeli spotkasz Portugalczyka, który jest przygnębiony, to powie ci, że to jest najgorszy kraj na ziemi. To bardzo zabawne, bardzo wyjątkowe.
Zawsze narzekają, jak Polacy...
Tak, zawsze narzekają. To naprawdę szaleństwo, ale tak właśnie jest. Ze wszystkich stron jestem dumny, że jestem Portugalczykiem, kocham mój kraj, kocham być Portugalczykiem. Oczywiście, szanuję obce kraje, mam potrzebę odwiedzania ich, czucia ich. Wspomniałeś o nostalgii wśród Polaków. Ja znalazłem ją nawet w Finlandii. Pierwszy raz, kiedy śpiewałem w Finlandii, było to dwadzieścia lat temu, po koncercie podeszła do mnie para – kobieta i mężczyzna. Powiedzieli: Teraz jesteście w Europie, w unii ekonomicznej, ale proszę nie niszczcie tej pieśni, to bardzo ważne, aby pielęgnować tę nostalgię, ona bierze się wprost z życia, jest bardzo głęboka i bardzo ważna. Zapewne nie rozumieli ani słowa z tego, co śpiewałem. Być może to nostalgia zawarta w pieśniach fado tak mocno odciska się w ludziach, może to właśnie czyni fado innym. Nie wiem. Próbuję znaleźć odpowiedź...
Szukanie odpowiedzi na to pytanie wydaje się nigdy niekończącą się podróżą...
To jak labirynt, krążysz i krążysz i krążysz. Mam nadzieję, że nie jestem daleko od prawdy. (It's like a labyrinth, around and around and around. I hope I'm not very far from the truth.)
Carlos do Carmo, dziękuję ci z całego serca za rozmowę. Zakończymy jedną z najpiękniejszych pieśni napisanych przez Alfredo Marceneiro. Carlos, coś jeszcze?
Chcę podziękować serdecznie za zaproszenie i złożyć najlepsze życzenia ludziom w Polsce. Kocham wasz kraj i jego mieszkańców. Śpiewałem u was trzydzieści lat temu na festiwalu w Sopocie. Wygrałem jedną z nagród. Jesteście bardzo szczególnymi ludźmi.
Przyjmę to jako komplement…
Nie, to prawda. Dokładniej: byłem ostatnio w Polsce na Zamku...
… w Kazimierzu. Byłem tam.
… i, co zabawne, podczas mojej podróży przez sto pięćdziesiąt kilometrów do Zamku i z powrotem do Warszawy słyszałem ludzi śpiewających po polsku. Bardzo to mnie cieszyło. Gratulacje.
To największy zaszczyt przyjmować gratulacje z rąk mistrza.