Czytając analizę planów operacyjnych ZWZ-AK z lat 1940-1944 w opracowaniu Andrzeja Leona Sowy, można być pewnym, że przynajmniej jedno zjawisko, prawdziwie polskie i przedwojenne zjawisko, przetrwało lata PRL-u, nowego ustroju i jest obecne po dziś dzień, dobitnie o sobie przypominając wszędzie tam, gdzie podejmowane są decyzje. Jest to organizacja, planowanie, i w końcu dowodzenie, wszystko to zebrane pod hasłem management. Wdrażanie "tymczasowych" rozwiązań, budowa prowizorycznych struktur, by potem wymagać od tych struktur jakby były w pełni regularnymi, zawodowymi, i ponadprzeciętnie wyposażonymi oraz uzdolnionymi autonomicznymi podmiotami. A wszystko to w imię celu politycznego, jak się często okazuje, wyimaginowanego i nieosiągalnego już w momencie jego precyzowania.
26 lipca do Delegata Rządu wysłano depeszę podpisaną przez premiera: "Na posiedzeniu Rządu RP zgodnie zapadła uchwała upoważniająca Was do ogłoszenia powstania w momencie przez Was wybranym. Jeżeli możliwe – uwiadomcie nas przedtem. Odpis przez wojsko do Komendanta AK". 28 lipca, podczas obrad Rady Ministrów, którym przewodniczył wicepremier Jan Kwapiński, okazało się, że rząd nigdy takiej decyzji nie podejmował, a wojskowi odpowiedzialni za kontakt z Komendą Główną AK (Kopański, Tatar) o wysłaniu takiej depeszy do kraju nie zostali poinformowani. Po latach Mikołajczyk wypierał się tego, że był inicjatorem wysłania tej depeszy i o samowolę oskarżał ministra spraw wewnętrznych Władysława Banaczyka, osobę cieszącą się w czasie wojny jego pełnym zaufaniem. Bez względu na to, jak było w rzeczywistości, ówczesne działania ministra Banaczyka były całkowicie zgodne z intencjami i linią postępowania premiera, który starał się za wszelką cenę wymusić na AK przeprowadzenie jakiejś spektakularnej akcji wojskowej nadające się do zdyskontowania na arenie międzynarodowej.