Na początek możesz zajrzeć do moich publikacji, przeczytać o mojej pracy dla pewnego magazynu muzycznego. Zwiedzić moje portfolio w galerii zdjęć oraz dowiedzieć się, jak bardzo cenię tę kulturę.
Muzykowanie słuchając
Muzyka w różnej postaci towarzyszy mi od najmłodszych lat. Świadomie słuchać muzyki zacząłem w czwartej czy piątej klasie podstawówki, wtedy też porzuciłem kompozycje grupy ABBA na rzecz monumentalnego Queen. Z perspektywy lat mogę przyznać, że Freddie Mercury i grupa Queen w dużej mierze ukształtowały moje podejście do muzyki. Nie mam tu na myśli konkretnego brzmienia. Zafascynował mnie ekspresyjny wokal Mercury'ego oraz różnorodność stylowa Queen. I to właśnie cenię po dziś - otwartość na inną muzykę i ekspresję w jej wykonaniu.
Szukając dalej w wyżej wyznaczonym kierunku wgłębiałem sie w muzykę rockową. Muzyka (dla) młodych gniewnych, to było to coś, czego szukałem w czasie licealnym. Guano Apes, Korn, Deftones, Rage Against The Machine to tylko najważniejsze z nich. Każdego dnia szukałem czegoś nowego. Nowego brzmienia, nowej muzyki, innej muzyki. Z czasem ciężko było mi znaleźć coś oryginalnego, coś, czego wcześniej już gdzieś nie słyszałem.
Monotonię muzyczną przerwał fenomenalny debiutancki album grupy z El Paso The Mars Volta. Wieloznaczność przekazu, multum instrumentów, nieprawdopodobna ekspresja, świetne liryki (wiersze!), niejednorodność stylowa. A wszystko podlane ostrym latynoskim gitarowym sosem. Do dzisiaj nie znalazłem lepszego rockowego wydawnictwa niż albumy The Mars Volta. Może szukam w złym miejscu?
W międyczasie zasłuchiwałem się polskim punk rockiem na czele z Farben Lehre czy Brudnymi Dziećmi Sida. Ale z tym wiąże się niedoszła "wielka kariera" zespołu punkowego, w którym się aktywnie udzielałem.
Każdy poszukujący muzycznie w pewnym momencie dochodzi do jazzu. Jazz to dość zabawna sprawa. Z jednej strony punkowa ekspresja, z drugiej strony salonowe maniery i czarne garnitury (choć teraz coraz rzadziej). Wszystko to ma swoje wytłumaczenie w wielu książkach nt. historii muzyki jazzowej. Muzyką Afroamerykanów zainteresował mnie mistrz Jan Ptaszyn Wróblewski, wszystko dzięki audycjom "Trzy kwadranse jazzu" w radiowej Trójce. Mistrz powiedział kiedyś, że w jazzie zawsze fascynował go rytm. Podążyłem tym śladem. Teraz już wiem, że nigdy bym sobie nie wybaczył, gdybym nie poznał jazzu. To więcej niż muzyka. To puls miasta, energia życia. To najwyższa forma ekspresji.
Letnimi popołudniami chętnie słucham muzyki tzw. world music, gdzie świat w moim przypadku ogranicza się do okolic Afryki. Rdzenna muzyka afrykańska to coś niezwykle prostego w kompozycji, ale równie bardzo prawdziwego. Granego i śpiewanego w wiekszości dla samej idei muzykowania, opowiadania przez muzykę. To jest to coś, czego nie ma w Polsce.
Powoli "wdrażam się", jak zwykł mawiać profesor Ț, w piosenkę francuską, gdzie liryki są równie ważne (lub ważniejsze) niż sama muzyka. Jest to nie lada wyzwanie - język francuski nie jest dla mnie w tym momencie dostępny. Staram się.
Muzykowanie grając
W mojej rodzinie chyba wszyscy muzykowali, przy czym chyba nikt nie miał wykształcenia typowo muzycznego. Tak po prostu - grało się. Grało się, żeby umieć rozróżniać muzykę dobrą od muzyki słabej i złej. Grało się, żeby nauczyć się szanować instrument. Grało się, żeby ćwiczyć samodyscyplinę. Nie grało się, żeby dawać koncerty i zbierać laury. Przecież od tego są zawodowi muzycy.
Zaczynałem od gitary klasycznej. Interesowała mnie gra solowa. Innymi słowy, mało mnie interesowały "chwyty". Wtedy też zacząłem uczyć się czytania i pisania nut.
Wraz z powstaniem sławetnego zespołu punkowego Layer Of Night próbowałem swoich sił na gitarze basowej. Ćwiczyliśmy głównie przeboje polskiego punk rocka, więc zbyt wiele się nie nauczyłem :]
Dzisiaj, niestety, mam coraz mniej czasu na muzykowanie. Muzykuję na pianinie Yamaha, ćwicząc przy akordach jazzowych głównie rozciągliwość swoich palców u prawej i lewej dłoni.
Czytam
Najlepszym (czy też najprościej osiągalnym) sposobem na dowiedzenie się czegoś jest przeczytanie o tym, co chce się wiedzieć. Banał znany każdemu. Zatem czytam. Poza tonami literatury fachowej, którą zazwyczaj "muszę" przeczytać, sięgam i po dobrą książkę nietechniczną. Nie przepadam za fantastyką w jej postaci znanej z amerykańskich autorów, bliżej mi do pisarzy rosyjskich, gdzie często do głosu dochodzi surrealizm. Szukam literatury bliskiej człowieku, etyce, filozofii czy, w sumie, życiu i śmierci. Wybrane pozycje z przeczytanych przeze mnie książek można znaleźć na tej stronie.
Radio
Polskiego Radia słuchać warto i należy :-) Nie wyobrażam sobie lata bez audycji Lato z radiem, z którą łączy się wiele moich wspomnień z dzieciństwa. Każdego razu, kiedy słyszę charakterystyczną frazę "Kiedy byłem małym chłopcem" Nalepy przypomina mi się obraz letniego poranka przed rokiem 90-tym, żółtego światła rozlewającego się po kuchni i ojca notującego coś na kartce obok radioodbiornika. To w Programie I Polskiego Radia pierwszy raz usłyszałem wielką polską muzykę - Nalepę, Mirę Kubasińską z Breakoutem czy genialnego Niemena i innych.
Trójka to radio, które zawsze trzyma poziom. Dzięki temu programowi wyrobiłem sobie gust muzyczny, poznałem jazz i fado, dzięki audycjom Klub Trójki dowiedziałem się rzeczy, o których istnieniu często nie zdawałem sobie sprawy.
W momencie, kiedy mój radioodbiornik przestał odbierać PR II Polskiego Radia, bez wahania przełączyłem na Trójkę. Wybór był prosty - w II-ce interesowało mnie jedynie kilka znakomitych audycji (dostępnych dla mnie teraz tylko przez podcasty), Trójkę za to słuchałem i słucham przy każdej okazji. Choć zdarza się, że jej częstotliwość zagłusza Radio Maryja (dziwne uroki mieszkania w tej dzielnicy).
Humoru garścią nie gardzę
Swoją "młodość" często marnowałem na próżnowanie przed telewizorem. Teraz zdarza mi się to niezwykle rzadko (dzisiaj marnuję życie przed monitorem). Dziwnym trafem jako podrostek obejrzałem dość sporą liczbę francuskich komedii na czele z Louisem de Funès, Bourvilem i Pierrem Richard. Dawka francuskiego poczucia humoru zaowocowała u mnie wyczuleniem na żart słowny. Dziwne, wieloznaczne zestawienia słów, zdań. Rzadko śmieję się z gestykulacji (wyjątkiem jest gra Louisa de Funès). Być może dlatego, że Polacy nie są zbyt skorzy do gestykulacji.
Mniej więcej w podobnym czasie w telewizji zaczęły się pojawiać pierwsze programy Monty Pythona przetłumaczone przez Tomasza Beksińskiego. W skeczach grupy absurd gonił absurd. Dobrze pojęta ironia wymieszana z dawką surrealizmu. Wtedy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy, że aż tyle można znaleźć w tych programach. Po prostu bawiło mnie to niemiłosiernie.
Te dwa główne kierunki ukształtowały moje poczucie humoru. Pisząc o sprawach zabawnych, lub takich, które chcę uczynić zabawne wykrzywiam język polski. Staram się nie nadużywać ironii. Nie jestem Głowackim, aby mieć tę pewność i swobodę w jej używaniu. Opisywanie świata poprzez mądrą ironię to bardzo trudna sztuka dana nielicznym. Ironia nie ma na celu bezmyślnego krzywdzenia czy wyszydzania wedle własnego interesu. W to wierzę, i jak dotychczas - sprawdza się.
Carlos do Carmo w odniesieniu do wielu, pozornie zwyczajnych, codziennych rzeczy, używa zwrotu it's funny thing (to zabawne). Taki szczery uśmiech nad zwyczajnością. Widzę sam po sobie, to przychodzi z wiekiem.