Mąż dobrze zna podział obowiązków zgodny z wiarą. Pracuję, mówi, i zarabiam, dodaje, więc niech ona też coś zrobi dla domu, niech przynajmniej coś do jedzenia kupi i obiad ugotuje, bo co innego ma robić. Nic nie robi, ja wszystko muszę robić, mówi, do pracy nie pójdę, bo co by ludzie powiedzieli, mówi, ja tu cały czas robię. Ja tutaj wszystko robię, zrobiłem to, tamto, wszystko, mówi i krzyczy w stronę żony: tu, jeden tutaj do mnie, to tutaj trzymać, bo ja robię, tam szybko!, źle trzyma, głupia!, w lewo, w prawo, bierz tamto! podaj tego, no tamto! Mąż daje żonie dobre rady jak pracować na wspólne dobro. Ona nic nie zarabia, mówi, ja tutaj robię takie interesy i zarabiam, mówi, mnie wszyscy znają, ja znam tego i tamtego, co zrobił to i tamto!, mówi. Idzie do tej swojej pracy, niech idzie, co będzie w domu siedzieć, jak wróci to ja mam dla niej robotę tutaj. Niech daje mi te pieniądze, to co tam zarobiła, bo ja tutaj wszystko robię, a gdy się skończą pieniądze to niech bierze na kredyt, bo trzeba robić. Tam jeszcze dają, bierz, bo nie będą dawać, a jak nie będą dawać to się nie będzie robić! Mnie bank pieniędzy nie da, na dowód już nie dają, a te co wzięła, to niech spłaca. Trzeba było nie brać!